Tegoroczny Life Festival w Oświęcimiu jak zwykle był fajny, miło się słuchało itd. Ale na prawdę dobrze się bawiłam na ostatnim występie (i to zupełnie przez przypadek, ponieważ mieli wystąpić wcześniej, ale ze względów technicznych zamienili się z gwiazdą wieczoru Jessie Ware) zespołu Kensington, holenderska grupa genialnie rozruszała zastany i znudzony po Jessie tłum. Chociaż nie był to do końca mój typ muzyki nawet ja zaczęłam bawić się z ludźmi. Słowo daje, takiego light pogo to jeszcze nie widziałam na koncercie tego gatunku muzycznego, wszyscy wrócili do domów wykończeni ale definitywnie zadowoleni. Domyślam się, że po tej pseudo gwieździe wieczoru J. Ware to ja osobiście wsiadłabym do auta jedynie znużona i rozdrażniona. Genialna pozytywna energia, następnym razem jadę tylko na ich koncert!