Nie do końca mogę się zgodzić z powyższym komentarzem. Mój narzeczony miał dość podobną sytuację, tyle, że wyprowadzał się od matki do ojca. Z mamą utrzymywał kontakt, starał się wybaczyć jej, że w bezsensowny sposób rozwaliła rodzinę, ale po kilku latach i tak wyszło szydło z worka - ona wcale nie chciała utrzymać kontaktu z synem, ona chciała, by pomógł jej zdobyć połowę kasy za dom Teraz my płacimy kredyt za coś, co jest nasze, a Misiek na zawsze utracił matkę.