Forum Dyskusyjne - młodzieżowe, ogólnotematyczne / wielotematyczne

Pełna wersja: Książka fantasy!
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4
Witam, zacząłem pisać książkę, i chciałbym ją tu zamieścić, żeby wiedzieć, czy opłaca się dalej pisać.


Wersja 1.1 - poprawiony rozdział 1, dokończony rozdział 2.

Rozdział 1
Stworzenie Świata
Na początku była ciemność, z której wyłonili się dwaj bogowie.
Pierwszy, król ognia, bólu oraz emocji – Donar. Drugi, bóg ziemi, symbolizował siłę oraz potęgę – Tangar. Za nimi, ukazały się dwie boginie, Lilia oraz Mizaria. Lilia, bogini wody, symbolizuje spokój oraz harmonię. Mizaria, najpotężniejsza bogini, władca nieba, symbolizująca władzę oraz życie. Czterej bogowie połączyli swoją moc, tworząc niebo oraz ziemię, kosmos i wszystkie gwiazdy, zwierzęta i wszelką roślinność. Po stworzeniu świata, bogowie przystąpili do uczty, podczas zabaw, śpiewów oraz tańców bogini Wody – Lilia, wymknęła się, upewniając się że jest sama, zeszła na ziemię, przystanęła na wielkiej polanie, otoczonej z jednej strony ogromnymi, niebezpiecznymi górami, a z drugiej ciągnącym się w nieskończoność lasem. Wybrała jedno dogodne miejsce i stworzyła mądrą oraz silną istotę , człowieka. Ucieszyła się wynikiem swojej pracy i na wzór mężczyzny, stworzyła kobietę, wielce uradowana stworzyła jeszcze 38 ludzi, tak, aby było 20 kobiet, i 20 mężczyzn. Pozostawiła ich i wróciła na ucztę bogów, gdy przechodziła przez bramy, dojrzał ją Donar, bóg ognia, gdy zobaczył że stworzyła ludzi, uniósł się wielkim gniewem, zstąpił na ziemię i stworzył własną rasę, wielkich, umięśnionych barbarzyńców, wypełnionych nienawiścią do ludzi, umieścił ich na górach obok polany, wojowników było równo 20, 10 kobiet i 10 mężczyzn, nie różniących się od siebie w takim stopniu jak ludzie. Gdy ujrzał to Tangar, wielce się rozgniewał, opanowawszy swoje emocje udał się do Mizari, gdy opowiedział jej co się stało, ona spojrzała na niego : - Idź i stwórz własną rasę, wedle swoich upodobań, tylko wiedz, że jesteś za nią odpowiedzialny. - Dobrze – odpowiedział i odszedł pośpiesznie. Zstąpił na ziemię, udał się na polanę, dojrzał tam ludzi oraz Lilię, która w ludzkiej postaci przyniosła narzędzia, dziesięciu mężczyzn wyszło do przodu, każdy z nich otrzymał podstawowe narzędzia. Obserwując ludzi, Tangar, ruszył naprzód, gdy dotarł do podstawy gór, ujrzał jaskinię, długą i szeroką na 65 stóp, tam spoczął i zajął się tworzeniem własnej rasy- Krasnoludów, po pewnym czasie, udało mu się stworzyć pierwszego krasnoluda, był to wysoki pięć i pół stopy mężczyzna z wielką ciemną brodą. Tangar zadowolony tym co zobaczył, przemówił do niego: -Jam jest Tangar, twój stwórca, nadaję ci imię Garick, noś je szlachetnie i nie hańb go. Ss I Rzekł wtedy, w pradawnym języku „ I topór dostaniesz, a kosząc swych wrogów będziesz wychwalał me imię” Po wypowiedzeniu tych słów, Tangar stworzył topór, jego ostrze lśniło bielą, a na rękojeści zostały wykute runy w pradawnej mowie „ I topór dostał i wrogów swych kosił, w imię pana swego, Tangara.” Bóg wręczył mu topór wraz z ciężką, żelazną zbroją, milczący dotąd krasnolud odpowiedział mu : -Będę dzierżył go z dumą. Zadowolony Tangar, stworzył jeszcze dwóch Krasnoludów, jednego mężczyznę i jedną kobietę. - Rozmnożycie swój lód i honorem panować tu będziecie, teraz odejdźcie- rzekł Tangar, po czym wrócił do miasta bogów.
W tym czasie, Mizaria, stworzyła Swe dzieci, Elfy, były to wysokie oraz piękne stworzenia, ze szpiczastymi uszami, ich ciała były smukłe ale również silne, pozostawione w lesie, łączyły się z naturą. Podczas kolejnej uczty bogów, doszło do rozłamu, Bogowie zrazili się ku sobie, odeszli do swoich ludów, dać im boski oręż, Elfy, otrzymały pradawny łuk, wykonany z Boskiego drzewa, które rosło na środku lasu, otrzymały też cudowną pieśń, dzięki której mogli rozmawiać z naturą. Lilia, schodząc do ludzi, dała im wielki dwuręczny miecz, na którym wyryte były słowa „ Utrzymuj pokój ducha swego, a zwyciężysz z każdym przeciwnikiem” Oraz nauczyła ich dwóch słów w pradawnej mowie, dzięki którym można było uspokoić rozszalałego wroga. Donar, schodząc do swojego barbarzyńskiego ludu, pozdrowił ich i dał im szpony Donara, rękawice, na których zamieszczone były 3 ostrza, dzięki którym można było rozchlastać każde zwierze, podarował im również słowa, zwiększające siłę fizyczną oraz wytrzymałość. Tangar, schodząc do swojego ludu, który już się powiększył, Podarował im pradawne słowa, dzięki którym, można było ogłuszyć wroga, oraz uświęcił topór który wcześniej otrzymał Garick, dzięki temu, topora nie dało się złamać ani stępić, pozostawał on wiecznie ostry. Bogowie spotkali się znów w świętym mieście, z którego obserwowali rozwój wydarzeń.


Rozdział 2
Stare rany.
Przez setki lat, Krasnoludy, Elfy, ludzie oraz Avarowie, jak nazwali się barbarzyńcy, żyli w pokoju, rozwijali swoje rody oraz miasta. Pewnego dnia, człowiek, imieniem Kiro, którego serce było ogarnięte nienawiścią, udał się do plemienia Avarów i wyjawił im tajemnicę, gdzie znajduje się miasto oraz jak dostać się do niego. Plemię barbarzyńców bez namysłu wysłało Swe wojska, w których znajdował się Kiro, najechali oni ludzi, pustosząc ich miasta oraz przejmując je. Bezbronni ludzie poprosili o pomoc Krasnoludów oraz Elfy. Na następny dzień, do miasta przybyły 4 oddziały Krasnoludów, każdy z nich składał się z 100 wyszkolonych wojowników, ubranych w ciężkie płytowe zbroje oraz dzierżących Topory i Młoty bojowe. Podczas okrutnej i krwawej walki, Krasnoludy straciły większość wojska, w niecałą godzinę, Avarowie okrążyli pozostałości Armii, trzydziestu pozostałych wojowników, utworzyło szyk, który pozwalał im się bronić, lecz na nic się to nie zdało, gdyż barbarzyńcy liczbą przewyższali ich dziesięciokrotnie. Gdy wszystko wydawało się stracone, u bram zjawiły się Elfy, wysocy wojownicy, na białych koniach. Gdy Arvanów zasypał deszcz strzał, Krasnoludy zaatakowały z zaskoczenia, dobijając wszystkich wrogów. Gdy Krasnoludy pochowały swoich pobratymców, zjawili się na wielkiej uczcie, urządzonej na cześć elfom, które zostały okrzyknięte bohaterami. Gdy wszyscy ucztowali, pewien wysoko postawiony Elf, wyśmiał Krasnoludzkiego generała, za jego taktykę oraz straty w ludziach. Zdenerwowany Krasnolud, wyciągnął nóż myśliwski i bez namysłu cisnął nim w elfa. Niczego nie spodziewający się elf, został trafiony prosto między oczy, po czym martwy, upadł na ziemię. Ludzie, oraz Elfy, wygnali Krasnoludów i zesłali ich do podziemi, zabraniając pokazywać się im na powierzchni. Krasnoludy tego samego dnia, opuściły miasto i wróciły do swojego zamku, w którym przekazali wiadomość Królowi. Król, widząc pałających do niego nienawiścią ludzi, zgodził się i nakazał Krasnoludom, zbudować własne miasto, w górze. Od tego czasu, Krasnoludy mieszkają w podziemiach. –Więc tak wygląda nasza historia, młody Garicku, chciałbyś się jeszcze o coś zapytać? - Odrzekł Tarruth, był to najwyższy z wszystkich Krasnoludów, mierzył 6 i pół stopy , ubrany był w nieskalaną mnisią szatę. Spod kaptura widać było jasną brodę, na którą opadał upleciony warkocz, na plecach miał zawieszony długi drewniany kij. –Więc noszę imię po pierwszym Krasnoludzie, tak?- -Tak, powinien być to dla ciebie wielki zaszczyt, twój ojciec, Erglin, nasz król, nie bez powodu nadał ci to imię. Zdumiony Krasnolud odwrócił się na pięcie i udał się do swojej komnaty, aby zrozumieć wszystko, co właśnie usłyszał.
Następnego dnia, gdy Garick się obudził, przetarł oczy po czym usiadł na łóżku. Jego komnata była wysoka na 9 stóp, szeroka na 20. W środku były dwie, pokryte złotem kolumny, które podpierały sufit. Na każdej ścianie znajdowały się świece, które rozświetlały pomieszczenie żółtym światłem. Przy każdej ze ścian, znajdowały się wielkie regały, na których leżało mnóstwo książek. Gdy Garick spojrzał przed siebie, ujrzał opierającego się o drzwi Tarrutha. –Dobrze że już wstałeś, Garicku, chodź ze mną- Po czym wyszedł z komnaty zamykając za sobą drzwi. Garick jeszcze chwilę siedział na łóżku, patrząc się w potężne dębowe drzwi, wstając, złapał swój topór, który opierał się o łóżko, trzymając go w ręce, zarzucił na siebie kolczugę, oraz założył spodnie, topór zamocował na swoich plecach. Gdy wyszedł z komnaty, Tarruth czekał na niego. – O co chodzi?- Zapytał go Garick. –Twój ojciec cię oczekuje- Odparł, po czym dźwignął się z krzesła i ruszył ciemnym korytarzem. Garick szybkim krokiem ruszył za nim, Krasnolud był lekko zdziwiony, przecież od dawna nie widział się ze swoim ojcem. Jego ojciec nie miał czasu na wychowywanie syna, podczas tak ciężkich rządów. Gdy dotarli do wielkich drzwi, których pilnowało 8 najlepszych wojowników w całej Elgueri, Strażnicy zmierzyli ich surowym spojrzeniem, po czym otworzyli drzwi.
-Będę na tutaj na ciebie czekał- Powiedział Tarruth. Lekko przestraszony Garick wszedł do środka, idąc w stronę tronu, oglądał całą salę tronową, ku jego zaskoczeniu, była ona skromna, na ścianach wisiały jedynie świece, oświetlające pomieszczenie, do tronu prowadził długi czerwony dywan. Gdy Garick dotarł do tronu, który był bogato zdobiony, jego oparcie było z kamienia, w którym wyryte były słowa, w pradawnej mowie, zalane one zostały złotem, dzięki czemu jasno świeciły światłem odbijanym od pochodni. –Synu- z dumą powiedział Erglin, zaczął on rozmowę jako pierwszy, gdyż tak nakazują Krasnoludzkie zwyczaje- Jako iż wkraczasz w wiek męski, wysyłam cię na podróż. -Ale ojcze… - Przerwał mu Garick -Poczekaj, towarzyszyć ci będzie Tarruth, nasz kapłan. Proszę, weź tą wiadomość i dostarcz ją do wodza ludzi, Ergonda, a teraz udaj się do Tarrutha i porozmawiaj z nim, jutro rano wyruszacie. –Dobrze – W głębi, Krasnolud chciał porozmawiać z ojcem, ale wiedział, że nie może, chyba że złamie stare tradycje, za co grozi sroga kara. Garick podszedł do tronu, po czym odebrał zapieczętowaną kopertę, schował ją do wewnętrznej kieszeni jego koszuli. Następnie odwrócił się na pięcie i wyszedł bez słowa. Gdy ponownie zobaczył Tarrutha, ucieszył się. – Więc? – Tarruth zapytał się niepewnie. – Jutro wyjeżdżamy do khartiro – Spokojnie odpowiedział. – Nie rozmawiałeś z nim, prawda? – Spojrzał na Krasnoluda spod kaptura, po czym odwrócił się i ruszył do miasta dając znak Garickowi, żeby szedł za nim. – Nie miał czasu, jak zwykle- Szybkim krokiem dogonił mnicha. – Idź się przygotować do podróży, jutro spotkamy się pod bramą, gdy wzejdzie słońce, masz już tam być, zrozumiałeś? – Wypowiedział te słowa z pełną powagą. – Dobrze, więc, do zobaczenia jutro – Zaraz po wypowiedzeniu tych słów, odszedł szybkim krokiem.
Rozdział 3
Nieznajomy

Gdy wzeszło słońce, Garick czekał już przy zachodniej bramie, wzrokiem szukając Tarrutha, gdy go zobaczył, ten prowadził dwa konie. Na plecach, jak zwykle, zawieszony miał długi kij. -Witaj Garicku, ten tutaj koń jest twój – Wskazał na mniejszego konia- Nazywa się Słoneczny Brzask. –Witaj – odparł ponuro krasnolud, po czym złapał za lonżę- Jaki mamy plan? -Pojedziemy na zachód, do Algaru, tam kupimy zapasy, potem na południe, do Zachodniego Accos i stamtąd do naszego celu, czyli Khartiro. – Dobrze, zatem ruszajmy – Poprawił siodło, tak, aby było mocno zaciśnięte, po czym wskoczył na konia.
Obaj ruszyli, jadąc bokiem drogi. Całą drogę, od zachodniej bramy, do Algaru, otaczał wielki las. O którym krążyły straszliwe legendy. – Znasz legendę o cichym zabójcy? – zapytał Tarruth, przerywając ciszę. – Nie, ale możesz opowiedzieć. – odpowiedział mu zaciekawiony głos Garicka. – Więc, ludzie, głoszą legendy, o pewnym zabójcy, nazywają go cichy- Tarruth oglądnął się wokół siebie- Podobno, mieszka on w tych lasach, jest to zbuntowany elf, który zabija każdego, kto odważy udać się do ruin zamku Karnaahal. – Chwila, my nie mieliśmy tam nocować?- Krasnolud był lekko zaniepokojony. – Dokładnie, a jak już widzisz, zbliża się wieczór- Spod kaptura mnicha, pokazał się wredny uśmieszek. Znowu chce mi narobić strachu, jak zwykle, pomyślał Garick. Chwilę później, zjechali na małą ścieżkę, skręcającą w głąb lasu. Gdy dotarli do zamku Karnaahal, młody Krasnolud poszedł nazbierać drewna. W tym czasie mnich, przygotował prowizoryczne łóżka ze słomy, znalezionej w ruinach, konie zaś, uwiązali do pozostałości stajni. Gdy zasiedli przy ognisku, Tarruth wyciągnął mapę i zaczął szukać najbezpieczniejszej drogi do celu. Garick zaś, jadł chleb, patrząc się w ogień. Nagle, zza bramy wyskoczyło czterech Avarów i ruszyło ku nim, wykrzykując słowa w swoim języku. Garick podniósł swój topór z ziemi, po czym wstał szybko i lekko się wycofał, Tarruth zaś, sięgnął po swój kij i dołączył do Krasnoluda. Gdy nadbiegło dwóch pierwszych Avarów, oboje zostali uderzeni kijem prosto w twarz, co wytrąciło ich na chwilę z równowagi, Garick w tym czasie, uniósł swój topór i wymierzył nim dwa szybkie ciosy, zabijając wojowników. Dwaj następni zatrzymali się, widząc co stało się z ich pobratymcami, Garick oraz Tarruth czekali na ruch ze strony wielkich wojowników. Ci zaś uzgodnili coś między sobą po czym wykrzyknęli nie zrozumiałe dla Krasnoludów słowa, które odbiły się echem w ruinach zamku. Wtem zza bramy wyskoczyło jeszcze 18 wojowników. Garick oraz jego towarzysz, szybko cofnęli się do ściany, opierając się o nią plecami, gotowi by zginąć. –Więc to jest ten cichy zabójca, tak? – zaśmiał się młodszy Krasnolud. Tarruth nic nie odpowiadając, w prawej ręce trzymał swój kij, a lewą, odsłonił kawałek szaty, grzebiąc w jego wewnętrznej kieszeni, po chwili szybkim ruchem wyrzucił dwa ostrza, które powaliły stojących najbliżej Avarów. Gdy reszta barbarzyńców, zbliżała się ku nim, oni przyjęli postawy bojowe. Garick ruszył do przodu, krzycząc donośnie, gdy dobiegł do pierwszego wojownika, uderzył go w kolana, gdy ten padł, Garick odrąbał mu głowę. Stary mnich z ogromną precyzją uderzał nacierających wrogów, tak, że padali oni w kilka sekund. Gdy zza bramy wyłoniło się jeszcze kilku wojowników, wszyscy się uspokoili, Garick i Tarruth wrócili pod ścianę, tak, aby się o nią opierać, co dawało im poczucie bezpieczeństwa. Między wojownikami przedzierał się mały człowiek w kapturze, gdy zbliżył się, zdjął kaptur. Krasnoludy szybko zauważyły szpiczaste uszy. Nagle, zza ściany, o którą opierały się Krasnoludy, nadleciały cztery strzały, trzy z nich trafiły Elfa, jedna chybiła, Elf stanął w bezruchu po czym padł na ziemię . Zdezorientowani Avarowie ruszyli biegiem na Garicka, ten zamachnął się toporem i wymierzył cios przed siebie, odstraszając wojowników. Kilka kolejnych strzał powaliło otaczających Tarrutha wrogów, ten zaś ruszył na resztę Avarów. Ze ściany zeskoczył wojownik, ubrany w lekką zbroję, w dłoni trzymał jednoręczny miecz, zaś w drugiej, tarczę, na plecach miał pusty już kołczan oraz łuk. Wylądował on na twardej ziemi, po czym ruszył na pomoc, biegnąc, zgrabnie wymachiwał swym mieczem, powalając kolejnych przeciwników, Zapatrzony w niego Garick, odwrócił się ku szarżującemu na niego wojownikowi, było za późno aby zablokować cios, gdy ten zbliżył się do Garicka, uniósł swój oburęczny miecz i szybkim ruchem opuścił go, tak, aby rozpłatać krasnoluda na dwoje. Krasnolud zamknął oczy, gotowy na śmierć, lecz nagle usłyszał uderzenie metalu o metal. Przed ciosem zasłonił go nieznajomy przyjaciel. Ten obrócił się i zadał cios wojownikowi, zabijając go. Gdy Garick spojrzał na nieznajomego, zobaczył, że z jego lewej ręki, sączy się krew, miecz nie trafił w tarczę, lecz otarł się o nią po czym uderzył w rękę pokrytą lekką zbroją, Przybysz uśmiechnął się do Krasnoluda, po czym nieprzytomny upadł na ziemię. Garick szybko zabandażował mu rany, po czym wskoczył na konia, Tarruth dźwignął nieznajomego i ułożył go za Garickiem, przypiął go do siodła i klepną konia. – Jedź szybko, w Algaru ci pomogą, szukaj tam człowieka imieniem Romuel, on na pewno mu pomoże. Ja zaś, poszukam przyczyny tego ataku. – Dobrze, do zobaczenia. – Odrzekł mu szybko Krasnolud, po czym pośpieszył konia i odjechał w stronę głównej drogi, spoglądając cały czas na nieznajomego. Gdy zbliżył się do miasta, ujrzał ogromną bramę, do której przylegał mur. Na murze stało kilkunastu strażników, uzbrojonych w łuki i przypasane miecze. Zmierzyli go oni wzrokiem, po czym wrócili do rozmowy. Gdy Garick wjechał do miasta, pośpieszył do karczmy, przy której stała grupa ludzi : - wiecie gdzie znajdę Romuel’a? – zapytał pośpiesznie - W tamtą stronę – Wskazał ręką wysoki człowiek – prosto i w drugie prawo. – Dziękuję – krzyknął odjeżdżając Garick podjechał do starego domu, wyróżniającego się ze wszystkich, miedzy innymi brakiem okien, był on zrobiony z ciemnego, grubego drewna, którym był pokryty cały, wraz z dachem. Krasnolud przystanął obok, przywiązał konia do stojącego słupu, po czym dźwignął nieznajomego i wszedł pośpiesznie do domu. Zobaczył tam przyglądającego się mu mężczyznę -Pomóż mi! – Krzyknął niepewnie Garick -A ty kto niby jesteś – Zapytał stary, brodaty mężczyzna – nie będzie mi byle szczyl rozkazywał. –Garick, syn Erglina, Tarruth mnie tu przysłał -Ahhh, Tarruth, mogłeś tak od razu – Uśmiechnął się, po czym wskazał na łóżko – połóż go tam i przyjedź jutro, nikomu ani słowa, dobrze? Krasnolud położył tam mężczyznę, którego trzymał na rękach, po czym cały czas spoglądając za siebie, wyszedł, zamykając drzwi, gdy odwiązywał konia, usłyszał kroki w stronę drzwi, a po chwili, blokowanie zamka. Wsiadłszy na konia, ruszył przed siebie, szukając stajni. W pewnym Momencie zsiadł z konia, złapał go za lejce i poprowadził ku opierającemu się o dom człowiekowi. -Chcę go tu przechować na jeden dzień, jutro o tej porze go odbiorę – Po czym wręczył mężczyźnie garstkę monet, ten zaś, odpowiedział mu tylko kiwnięciem głowy. Garick udał się do karczmy, gdzie wynajął pokój i usiadł przy stole wraz z pijącymi mężczyznami. Patrzył się przed siebie, rozmyślając nad wydarzeniami z dzisiejszego dnia. Nagle poczuł uderzenie w ramię - Hej przybyszu, szukam kompana do picia, jesteś chętny? Krasnolud obejrzał się, a za sobą ujrzał grubego mężczyznę, który nie wyróżniał się niczym, po za blizną na policzku. –Czemu nie – Garick wypowiedział te słowa z obojętnością – Tylko że nie mam pieniędzy -O to się mój towarzyszu nie martw, jak masz na imię? Siadając po drugiej stronie stołu zawołał donośnie- 16 kufli tutaj! - Czego ?– Odpowiedział mu szorstki głos kobiety - Najdroższego co zostało! – Po czym rzucił sakiewkę w stronę lady. – Jestem Garick, a ty? - Kim ja jestem? Ahh, musisz się wiele nauczyć, wystarczy ci wiedzieć że jestem bardzo wpływowym człowiekiem i nic w tym mieście nie dzieje się bez mojej wiedzy. – Przerwał na chwilę – Co cię tu sprowadza? - Tylko przejeżdżałem, ale mój przyjaciel został ranny, więc zostaję na dłużej. – Dobrze zatem - zbliżył swoją głowę do Garicka, po czym zaczął mówić szeptem – Zauważyłem, że jesteś Krasnoludem, uważaj lepiej, w tym mieście nikt nie lubi Krasnoludów, trzymaj się mnie a nic ci nie będzie – powrócił do normalnego tonu- To może mały konkurs?
Wypowiedział te słowa gdy kelnerka przyniosła zamówienie, na blacie między Garickiem a nieznajomym pojawiło się 16 kufli. Garick skinął gestem, aby pokazać swoją zgodę. – Wygrywa ten kto wpije dziewięć lub więcej, czyli ten, który wypije najwięcej. Dobrze, start! – wykrzyknął tak, że cała sala ucichła i odwróciła się ku nim. Oboje złapali za kufle, po czym przechylili je, wypijając ich zawartość, odłożyli je, po czym ponowili czynność. Przez cały czas pili w równym tempie, lecz gdy na stole zostały 4 kufle, mężczyźni zatrzymali się na chwilę, nieznajomy przerywając bezczynność złapał za kufel i zaczął powoli wypijać jego zawartość, Garick widząc to, złapał za najbliższy kufel i przechylił go wypijając jego zawartość kilkoma łykami, to samo zrobił z drugim kuflem, złapał za trzeci, wypił połowę jego zawartości, po czym odłożył go. – Wygrałem- sapnął ciężko Nieznajomy poklepał go po ramieniu - Owszem – powiedział to normalnym tonem, jakby dopiero zaczął pić – Teraz udaj się na spoczynek, porozmawiamy jak się obudzisz. – Krasnolud podniósł się, przytrzymując się stołu, szedł do swojej komnaty kołysząc się, gdy wszedł do środka, rzucił się na łóżko i zasnął.
Ciekawie się ją czyta. Ja bym na Twoim miejscu jednak nie upubliczniał tego w internecie, ponieważ ktoś mógłby przywłaszczyć Twoją własność.
Mam zamiar tutaj ją umieszczać do końca ferii, czyli, max 5 rozdział Wink
Ale możesz mieć rację, zapomniałem w jakim kraju żyję ^^

To inaczej, jak ktoś chce dalsze rozdziały, zapraszam na pw.
Nie no, całkiem fajne Smile
Wiesz że ja kiedyś też coś podobnego napisałam? Dawno temu, po prostu były podobne postacie, ale niestety nie dokończyłam dzieła...
(28-01-2013 12:22)tszuj napisał(a): [ -> ]Ciekawie się ją czyta. Ja bym na Twoim miejscu jednak nie upubliczniał tego w internecie, ponieważ ktoś mógłby przywłaszczyć Twoją własność.

tu sie zgadzam, zwłaszcza że wielu wydawców nie chce wydawać czegoś, co już gdzieś było upubliczniane
fragmenty może publikować bo jak inaczej ocenić warsztat pisarski aktorki? Smile

a sam fragment przypomina mi moje "pisarstwo" z początków gimnazjum, gdy byłem zafascynowany krasnoludami elfami itd. ale jakoś trzeba zaczać, powodzenia!
Przyjemnie się to czyta z chęcią poczytałabym więcej Smile
Ciekawie się zapowiada.
Stron: 1 2 3 4
Przekierowanie